Polub mnie na facebooku

sobota, 12 października 2013

kocham narzekać

Studiowanie na pewno jest przyjemniejsze, kiedy plany na przyszłość pokrywają się z obranym przez nas kierunkiem. Gdybym kilka lat temu miała taką wiedzę jak teraz, to przenigdy nie opuściłabym żadnej lekcji matematyki. No ewentualnie zmieniła kierunek studiów.  Czasem naprawdę kiedy coś robię to nie myślę, a jeśli jakimś cudem mi się zdarzy, to przypominam sobie maksymę - nigdy porażka, zawsze lekcja. Finanse na pewno mnie czegoś nauczą, na przykład jak przetrwać na uczelni wśród samych mózgowców, kiedy jedyne co ma się w głowie to pomysł na ucieczkę. Jeśli młodość polega na podejmowaniu złych decyzji, to jestem w tym mistrzem. Jeśli minąć się z powołaniem, to tylko teraz. Moja uczelnia jest naprawdę wyrozumiała - minął już drugi tydzień, a oni dalej mnie tam chcą. Nie zapiszę się jednak do żadnego stowarzyszenia, bo po pierwszym kolokwium będziemy musieli się pożegnać..Nie wiem, czy ktokolwiek poradziłby sobie z taką stratą.






Moim ulubionym zajęciem, którym wypełniam całe dnie stało się jedzenie. Cóż, coraz bardziej to widać. Trzeba zajeść smutki, w które wprowadza mnie ekonomia, zabijając przy tym resztki kreatywnego myślenia. Potem karmię trochę umysł, co by mieć w sobie ostatki rozumu, który jest konsumowany przez wszytkie seriale, które mam okazję oglądać. Odprężam się przy staruszku, na którego wydałam moje ostatnie pieniądze. Życie studenckie jest takie wyliczone..




Ostatnimi czasy udało mi się także znaleźć trochę czasu na odchamienie się, więc zebrałam dziewczyny do kupy i wybrałyśmy się na koncert Dawida Podsiadło. Tu muszę poskarżyć się na komunikację miejską, a raczej nieumiejętne czytanie rozkładu jazdy. Ale co tu się dziwić, jestem prostą dziewczyną z prowincji, która stara się odnaleźć w dużym mieście, którego nienawidzi jeszcze bardziej za milimetrowe przypisy o kierowaniu się tramwaju do zajezdni. Na dodatek moje żółwie tempo na pewno nie pomaga mi w sztuce surwiwalu, natomiast adrenalina, która towarzyszy mi przy każdym występie na żywo jest na tyle wielka, że zasoby moich sił stają się dwukrotnie większe, więc mimo niefortunnej podróży udało nam się zdążyć na czas. Co do samego koncertu - polskie nie znaczy gorsze! Zabawa przednia, aczkolwiek od koncertu Stinga, o którym miałam okazję tu już pisać, publiczność się nie zmieniła. Drewno, drewno, i jeszcze raz telefony komórkowe z włączonym trybem nagrywania, bo po co skupić się na obecnej chwili i dać się złapać sidłom muzyki, skoro można to wszystko obejrzeć w cieplutkim domku? Hej, do tego polecam youtube!


źródło: wroclive.pl

Na chwilę obecną marzy mi się domowy obiad, wypad na jakieś zdjęcia (znalazłam najlepsze miejsce na świecie, i jeśli ktokolwiek mnie wyprzedzi to umrę z zazdrości) i odrobina spokoju.
O tak, spokój. Niczego bardziej nie pragnę


2 komentarze: