Ostatnio wybrałam się do Szlarskiej Poręby. Tym razem byłam przygotowana na wszystko, a i tak góry znów okazały się okropne. Znów? Żeby to wytłumaczyć, muszę cofnąć się do pewnej niedzieli..
Zacznę od tego, że nienawidzę gór. Tak bardzo ich nienawidzę, że zgodziłam się na spędzenie całego dnia w Karpaczu. A co mi tam! Przecież jestem taka wypoczęta, nie było mnie w domu praktycznie od tygodnia, od dwóch dni nawet w nim nie śpię, a w dzień wyjazdu miałam czas na tylko na czterogodzinną drzemkę. Od rana wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego, jednak nie przypuszczałam, że pech będzie dotrzymywał mi towarzystwa już od pierwszych chwil w samochodzie.
Zacznę od tego, że nienawidzę gór. Tak bardzo ich nienawidzę, że zgodziłam się na spędzenie całego dnia w Karpaczu. A co mi tam! Przecież jestem taka wypoczęta, nie było mnie w domu praktycznie od tygodnia, od dwóch dni nawet w nim nie śpię, a w dzień wyjazdu miałam czas na tylko na czterogodzinną drzemkę. Od rana wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego, jednak nie przypuszczałam, że pech będzie dotrzymywał mi towarzystwa już od pierwszych chwil w samochodzie.
Oczywiście
głos w mojej głowie mówił mi, że buty, które obcierają mnie za każdym razem
kiedy mam je na sobie nie będą dobrym pomysłem, ale że pięknie prezentują się
na mojej nodze i do zdjęć trzeba jakoś wyglądać, to pomyślałam że carpe diem,
yolo, żyję chwilą. Żyłam. Chwila trwała 15 minut, i równo z przekroczeniem
znaku Lubin zaczęłam żałować mojej decyzji.
Ha! Na
szczęście wzięłam trampki na przebranie, które i tak okazały się drugim
najgorszym pomysłem na jaki mogłam wpaść, więc ból stóp osłodziłam najlepszym
batonem ever,
a jako że jestem na diecie, zjadłam tylko dwa.
Pod rząd
Zdaję
sobie sprawę, że moja kondycja, a raczej jej absolutny brak nie pomagał mi w
zdobyciu Śnieżki. Szkoda tylko, że moje problemy z uregulowaniem oddechu
zaczęły się tuż przy wejściu do Karkonoskiego Parku Narodowego. Przed nami były
jeszcze 3 godziny drogi. Moim tempem – cały dzień. Jedyne co mnie pocieszało to
fakt, że mama zawsze ma przy sobie krokomierz, więc na bieżąco będę z
informacjami o spalonych przez nas kaloriach. Postanowiłam jednak zaczekać do końca
wyprawy aby mieć niespodziankę. Miałam, ale o tym potem.
Postanowiliśmy
wziąć kijki, aby się łatwiej szło. Po nieudanym poranku nie zdziwiło mnie już nawet to, że dla mnie został tylko jeden. Dumnie kroczyłam po szlaku czasem
przypominając sobie, że w ogóle go mam. Szczerze? Przypomniałam sobie o nim
kiedy uderzył w moją kostkę z siłą na tyle wielką, że nie pozwoliła mi normalnie
iść aż do samej Kopy, czy gdzie my tam w ogóle byliśmy.
Kiedy
zmęczona, spocona i wściekła na wszystkich dookoła doczołgałam się na górę,
byłam przekonana że padłam ofiarą żartu. Cholera! Za każdym razem kiedy jestem w górach i idąc nie
oglądam okolicy, żeby na szczycie zachwycić się widokiem, wita mnie mgła. I to
nie byle jaka. Jak mleko.
Naprawdę
Żeby nie być gołosłowną dołączam zdjęcie z innego wypadu
Nie licząc czarnego szlaku obranego przez mojego tatę myślałam, że już nic gorszego mnie nie spotka. Kiedy doczołgałam się do samochodu byłam wrakiem człowieka. Koniec ogromnej katorgi. Czy coś wynagrodzi te katusze? Wtedy przypomniałam sobie o krokomierzu. Już sama myśl o milionie spalonych kalorii delikatnie koiła mój wewnętrzny ból.
- Mamo, jak tam krokomierz?
- O boże! Został w domu!
A ja kocham góry i zazdroszczę Ci tego wypadu do Karpacza czy Szklarskiej :) Do tego z rodzicami - super sprawa. moich nawet nie da się wyciągnąć do kina, co dopiero gdzieś razem wyjechać :(
OdpowiedzUsuńPS Czy Polkowice Trip nadal aktualna? ;)
~magda koz.
Mnie moi wyciągają, szkoda że nie preferują jezior :(
UsuńTrip? Jasne! Niech tylko pogoda się poprawi! :)
Jeziora też cudowne
UsuńCzekam na jakiś słoneczny dzień :)
~mag koz.