Polub mnie na facebooku

sobota, 9 maja 2015

5 rzeczy, które mnie zaskoczyły w Grecji


 Poniedziałek, autostrada w Salonikach.


Idziemy z plecakami, umieramy z głodu, padamy ze zmęczenia i dźwigania ciężaru, który już powoli mnie przygniata. Wreszcie dochodzimy do przystanku autobusowego w celu złapania autobusu, który zawiezie nas do miejsca z którego musimy wziąć następny autobus żeby trafić na dworzec i trzecim autobusem dojechać do Kalamitsi. Bo to taka wiocha, że 3 auta na dzień można spotkać.





Ale ja nie o tym. Grecję wyobrażałam sobie całkowicie inaczej i o tym co mnie zaskoczyło chciałabym poopowiadać. Bo komu chciałoby się czytać, że po pierwszej nocy rozwalił mi się śpiwór, lądując w błocie podarłam buta, ciągnąc za karimatę połowa została mi w ręku a plecak nie wytrzymał napięcia i powoli odpadały od niego kolejne części? Albo że w zamian za przywiezienie nam zakupów chłopaki dostali ode mnie kratę piwa, które okazało się być bezalkoholowe? I o tym, że przez 5 dni przespałam w naszym ekskluzywnym apartamencie wszystkie wieczorne imprezy, na plaży popołudnia i prawie całą drogę powrotną?




1. Wojna o nazwę


Jestem ogromną ignorantką historii. Nigdy nie interesowało mnie to, co działo się kiedyś na świecie i zakres mojej wiedzy w tej dziedzinie ogranicza się do podstawowych faktów i tych, które wydają mi się ciekawe. Dlatego miałam pieczarę, kiedy przekraczając granicę żegnała mnie Macedonia, a za chwilę witał mnie napis "Welcome to Greece. Welcome to Macedonia". Dopiero przesympatyczny pracownik stacji, który jako jedyny (!) ze wszystkich pytanych ludzi - a było ich naprawdę dużo - umiał powiedzieć po angielsku więcej, niż "ok" rozwiał wszystkie moje wątpliwości. Mianowicie w tamtej części Grecji uważa się, że ich sąsiedzi bezczelnie ukradli im nazwę, gdyż prawdziwa ziemia macedońska jest przed półwyspem Chalcydyckim, bo  Aleksander Macedoński cośtam im zrobił, a że był Grekiem to im należy się nazwa a sąsiadom brak szacunku. W każdym razie dlatego oni to Macedonia, a ich sąsiedzi to Skopje. Reszty ziemi nie uznają i wpadają w niesamowite oburzenie kiedy ktoś się z nimi nie zgodzi. A z moich opowieści historycznych za dużo i tak nie wyniesiecie, więc przestanę lać wodę i przejdę do następnego punktu.



2. Kryzys

Po długich poszukiwaniach otwartej stacji, stacji z jedzeniem bądź w ogóle stacji udało nam się wcisnąć do małej klitki, która na swoim wyposażeniu miała jedzenie, alkohol, toaletę dla personelu i całkiem sympatycznego Greka za ladą. Pierwsze co przykuło moją uwagę to ceny - cholernie niskie ceny, które można było porównywać z tymi sklepowymi. Na pytanie o to, dlaczego tak się dzieje usłyszałam ''och..crizis, crizis".

Szczerze? Nie dziwię się, że mają kryzys, skoro na wszystkie produkty które chcieliśmy zakupić akurat była promocja dnia, wielosztuki jak w żabce czy nawet zaczęto rozdawać darmowy krem bo słońce praży, a skóra potrzebuje ochrony. Życie w kryzysie potrafi być naprawdę opłacalne.



3. Carrefour

Co oni mają z tym sklepem? Autostrada - Carrefour. Wypizdowo - Carrefour. Galeria handlowa - Carrefour. Tylko w naszej miejscowości oczywiście nie było cywilizacji i chodziły plotki, że do najbliższego sklepu trzeba przejść magiczne 8 kilometrów. Łapiąc szybko podwózkę jak z amerykańskiego filmu podjechaliśmy do najbliższej wioski aby zrobić podstawowe zakupy. W kerfurze, oczywiście. Najbardziej zdziwiło mnie chyba to, że wszystkie regionalne produkty takie jak chałwy, oliwki czy miody nie miały swoich oryginalnych etykiet, tylko na każdej znajdowała się flaga Grecji i nazwa sklepu. Dużą czcionką, oczywiście x2.





4. Plaża

Przed wyjazdem zastanawiałam się nad zakupem butów do pływania. Wujek google zapewniał, że w wodzie będą pływały różne dziwne i obrzydliwe żyjątka, ale piasek będzie delikatny więc odpuściłam. Jakież było moje zdziwienie kiedy płakałam podczas spacerowania brzegiem morza bo czułam się jakbym chodziła po żwirze. Na szczęście wyjątkowo czysta woda, która nie była miejscem zamieszkania meduz czy innych brzydkich zwierzaczków szybko zrekompensowała mi bolące stopy i nic nie mogło zastąpić frajdy z kwietniowej kąpieli w morzu. Z resztą.. nie dziwie się, że woda była idealna. Też nie chciałabym mieszkać w torebce soli i magicznych czternastu stopniach.


5. Góra Athos
Codziennie siedząc na plaży podziwiałam masywną górę, która liczy ponad 2 tys m n.p.m. i robi ogromne wrażenie. Znajduje się na końcu trzeciego palca Chalkidików i jest autonomiczną republiką zamieszkaną tylko przez mnichów i ma w sobie coś intrygującego. Chłopaki powiedzieli mi, że mnich który zdecyduje się na życie na Athos, zostaje na niej aż do śmierci. Ponadto dziennie tylko dziesięć osób ma szansę dostać przepustkę aby wejść na jej terytorium, przy czym mogą zostać tylko na cztery noce. Co ciekawe, kobiety nie mają wstępu więc o zwiedzeniu mogę sobie tylko pomarzyć. Dorzucam zdjęcie znalezione w internecie, które chyba najlepiej przedstawia ją w całej okazałości


6. ASR

To mnie akurat nie zdziwiło, ale warto aby ten punkt też znalazł się na liście skoro był to powód, przez który przeżyłam taką przygodę. Dużo zabawy, dużo atrakcji, dużo pijanych ludzi, dużo szczęścia, uśmiechu. Generalnie dużo wszystkiego. Jeśli ktoś był - wie o czym mówię, a jeśli nie - do zobaczenia za rok ! To wyjazd, którego warto być częścią przynajmniej raz w życiu.





Powtarzałam, powtarzam i powtarzać będę:
Życie jest naprawdę piękne!
Nawet wtedy, kiedy przykuli cię do łóżka bo masz zapalenie płuc i powoli schodzisz z tego świata.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz