Polub mnie na facebooku

czwartek, 30 października 2014

zero narzekania


Jestem bogata. Sprawdzam stan konta i za każdym razem jest coraz większy. Kiedy w ciągu sekundy wzrasta do ośmiu tysięcy a ja rzucam studia dzwoni mi budzik. Biorę tabletkę i wysyłam smsa o niecenzuralnej treści dotyczącej nadchodzącego dnia. Leżę jeszcze przez chwilkę i składam poranne menu. Kiedy otwieram lodówkę wszystkie moje plany trafia szlag, gdyż miesiąc znów okazał się za być za długi. Ewentualnie mój portfel jest pełen dziur. To by wyjaśniało wszystkie rozpływające się w powietrzu pieniądze.



 Wstawiam wodę na kawę i biegam po domu jak opętana orientując się, że znów źle zmierzyłam czas i będę spóźniona. Na szczęście zawsze znajdzie się ktoś, kto przyjdzie jeszcze później. Upijam łyk z ogromnego kubka i biegnę na przystanek. Dziwnie się czuję, odkąd mój dzień nie rozpoczyna się lodowatą Colą. 

Wpadam na kampus. Doskonale pamiętam zeszłoroczne pierwsze tygodnie roku akademickiego. Ciągle się gubiłam, szukałam nowych znajomych i nie chodziłam na matematykę. W tym roku aż za dobrze ogarniam już całą strukturę Ekonomicznego i oprócz tego zmieniło się tylko moje podejście. Zdystansowałam się, ogarnęłam i rozleniwiłam totalnie. To dopiero miesiąc, a ja już modlę się o to, aby ktoś wpadł na pomysł rozłożenia dziekanki na raty. Kiedy znów zaczyna się pierwszy rok na tej samej uczelni ma się wrażenie kiblowania. Mimo, że większość przedmiotów mam przepisanych i obijać się mogę przez większość tygodnia, to ciągle brakuje mi czasu aby zrobić coś konkretnego, spędzić ten czas produktywniej niż na ponownym oglądaniu tego samego serialu czy też dwutygodniowym rozdawaniu ulotek, kończącym się na wizycie u masażysty. Jeszcze miesiąc temu myślałam, że moje problemy zdrowotne szybko się skończą i przestanę przypominać starszą panią. Teraz wiem, że nie ma dla mnie ratunku i emerytura  naprawdę byłaby jednak zdecydowanie lepsza niż studia.



Kiedy wracam do starych wpisów szukając ukrytej siły która motywowała mnie do cotygodniowych narzekań widzę, że kiedy moje życie nie było poukładane a ja miotałam się między egzystowaniem na uczelni a realizacją marzeń i ruszeniem do przodu ze swoim życiem mogłam pisać o tym do woli.  Teraz, osiągając pewnego rodzaju stabilizację czuję, że zapał do pisania gdzieś się wypalił. Zgubiłam to, co dawało mi ulgę, ale znalazłam drogę do szczęścia. Bo przecież tylko tego tak naprawdę szukałam.

Jak dobrze jednak, że idzie brzydka, szara jesień.
Jesienią zawsze ma się wszystkie kryzysy świata i jeszcze kilka innych. Jesienią zawsze powstają wpisy, które można przeczytać przy ciepłej herbacie. I mimo że jej nie lubię, to już tylko na to czekam bo wiem, że przyjdzie. 

A nie zawsze wszystko przychodzi.



6 komentarzy:

  1. "naprawdę" i "jesienią" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, dzięki za czujność. Czasem czuję się jak analfabeta :)

      Usuń
  2. to chyba jesienna chandra w stylu 'chcę mieć męża', bo przecież studia już na miejscu, szalone przygody i podbój świata w realizacji, w dodatku opływasz milionami monet.... Proponuję cotygodniowy rytuał małego malkontenta. Jeden dzień w tygodniu z żarciem, dresem i błogim plotkowaniem na łóżku ! Zapraszam na poszukiwanie problemów- to jedyna rzecz w której jestem nieskrywaną ekspertką ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "chcę mieć męża i dzieci!". Cotygodniowy rytuał brzmi pysznie. W moim pokoju już jest ciepło :D

      Usuń
  3. Jesienne wpisy są najlepsze, a co do studiów - to nie narzekaj. Wiem, że nie zawsze jest kolorowo, a wręcz przytłaczająco, jednak taki był Twój wybór i musisz dążyć do wyznaczonych celów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Ale ja już tak mam że będę chora jak nie ponarzekam :D

      Usuń