Polub mnie na facebooku

niedziela, 30 marca 2014

lol

Pisanie ponoć najłatwiej przychodzi smutnym ludziom. Nie do końca w to wierzyłam,  aż do czasu gdy od tygodnia próbuje skleić tuzin wyrazów w jedną całość, którą na dodatek chciałoby się czytać. Ostatnie dni były dla mnie pasmem małych zdarzeń, dzięki którym dobry humor stał się moim najlepszym przyjacielem. Nie trzeba przeżyć czegoś wielkiego, aby złapać szczęście za ogon. Ważne jest to, aby dostrzegać je we wszystkim, co nas otacza.


Dla mnie małe szczęście to playlista, w której każda piosenka dostaje szansę. Drzwi autobusu zamykające się z moją odciśniętą twarzą. Szczęście to  drzewo, w które wpadam wynosząc śmieci oraz sąsiedzi będący świadkiem tego zdarzenia. Dobry humor podtrzymują także książki poruszające mnie na amen. Serial, który odciąga mnie od rzeczywistości i pozwala zmarnować więcej niż dużo czasu. Pan w sklepie który mówi, że pięknie pachnę. Cudem jest brak kolejki na poczcie, każdy odwzajemniony uśmiech w komunikacji miejskiej i klient, który wybiera proponowany przeze mnie produkt. 
 Nie denerwuje mnie nawet kierowca samochodu, który jadąc za szybko ochlapał moje plecy, i ten drugi, zamieniający moje ciało w kałużę, kiedy odwróciłam się aby opieprzyć tył tego pierwszego.

Kocham punktualne poranki, w których mam czas na wszystko i nie przejmuję się, że nie zdążę na czas. No dobra, one nie istnieją. Ale gdyby jakiś się zdarzył, to na pewno bym go polubiła. Szczęście to wiosna. A wiosna to słońce delikatnie muskające moją jeszcze mleczną twarz. To samotny spacer i jazda na rolkach. Lista puszczona na wykładzie i promocja na ulubione chrupki. Współlokatorzy podczas kolacji przy świecach. Powrót do ukochanych perfum. Pisanie tego postu. Na pierwszy rzut oka się na to nie zapowiadało, ale swoje plusy ma również trzykrotnie nieudany zakup obiektywu, bo czwarty okazał się być idealny. (A przynajmniej mam taką nadzieję, bo jeszcze nie przyszedł). Szczęściem są rodzice dzwoniący aby się pochwalić niesamowitą pogodą nad morzem, kiedy ja cały dzień siedzę w pracy. Nowy rekord w jednej z najbardziej wciągających gierek. Nic nie cieszy mnie bardziej niż powrót z Wrocławia moją ulubioną puszką prosto do starego liceum, i była nauczycielka witająca mnie pytaniem, czy już rzuciłam studia. Porządnej notki nie dało mi również napisać zaproszenie do kumpla na nocny seans i uśnięcie na pierwszym filmie. Ostatnio też zdarzyło mi się spać bite czternaście godzin. Nigdy nie czułam się lepiej.

Czy naprawdę musi stać się coś specjalnego aby być szczęśliwym? Nie! Moje życie codziennie zaskakuje mnie czymś innym. Nie ma drugiego takiego samego dnia, tak jak nie ma dwóch takich samych zachodów słońca. Codziennie pozwalam sobie na przeżycie kolejnej doby najlepiej jak potrafię. Jedyne co wpłynęło na moje samopoczucie to zmiana nastawienia. 

Świrszczyńska pisała: "kiedy zgasło nade mną słońce musiałam sama stać się słońcem. To było trudne, ale teraz jaka wygoda."

Teraz rozumiem co miała na myśli.

2 komentarze:

  1. co to za obiektyw idealny? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 85 mm 1.4 :) w mojej pięćdziesiątce przysłona zaniemogła i nigdy nie dochodzi do 1.8, najczęściej wyłapuje 4-5.6, tragedia..

      Usuń