Polub mnie na facebooku

sobota, 19 kwietnia 2014

Dzień dobry w Kołobrzegu

Dobrze jest być starszym człowiekiem i jechać na dwadzieścia jeden dni do sanatorium. Fajnie jest mieć codziennie zabiegi pomagające przetrwać dni bez bólu, ale jeszcze lepiej jest być wnuczką,  której obiło się o uszy, że ktoś musi tych ludzi odebrać. Tym sposobem, kiedy wszyscy sprzątali mieszkania przed świętami, ja postanowiłam zrobić porządek w swojej głowie, a przy okazji zaczerpnąć trochę świeżego powietrza w brzydkim Kołobrzegu. 

Od dziecka mam problemy ze spaniem. Albo śpię za dużo, albo wcale. Ostatnio też w zwyczaju mam nie przesypiać całych nocy. Nie lada wyzwaniem było więc dla mnie bycie wypoczętą o czwartej trzydzieści, kiedy położyłam się spać pół godziny wcześniej. Na szczęście jazda samochodem mnie pobudza, więc mimo, że nie jestem i nie lubię piratów drogowych, to na miejsce dotarliśmy w całkiem niezłym czasie. Ludzie mówią, że mam ciężką stopę. Myślę, że cała jestem ciężka.



 Czasem noszę aparat na szyi tylko po to, aby potem bolał mnie kark. To logiczne, że całą wypłatę przeznaczyłam na obiektyw, aby zadowolić się zdjęciami z aparatu w telefonie. Jakość nie powala, ale za to jaka wygoda! Program a'la fotoszop dla komórek na miejscu, no i można od razu na insta wrzucić i się widokiem pochwalić, coby mi wszyscy trochę pozazdrościli. Idę brzegiem morza i na chwilę zapominam o bożym świecie, a kiedy już oprzytomnieję, resztę drogi pokonuję z przemoczonym butem. Przynajmniej on zaliczył kąpiel w morzu. W końcu wyciągam telefon i postanawiam uwiecznić łabędzie bełty przypominające kolorem i kształtem szpinak. Tym razem drugi but zostaje skażony, więc kieruję się na deptak. Po skończonej sesji, na której sama sobie jestem modelką, kupuję colę i siadam w pierwszej lepszej knajpce. Biorę głęboki wdech. Wszystko tu przepięknie wali rybą. Jeszcze chwila i ja też będę. Powoli wypuszczam powietrze i wlewam w siebie odrobinę magicznego napoju. Delektuję się każdą kroplą, gdyż postanowiłam się ograniczyć do pięciu litrów tygodniowo, co jest równoznaczne z tym, że do końca tygodnia nie wypiję już ani jednej butelki.
Zamawiam rybę. Wybieram najmniejszy, pół metrowy kawałek gdyż wiem, że czeka mnie jeszcze spacer z babcią, a jej jedzenia odmówić nie można. Kilka godzin później ląduję w jeszcze kilku punktach gastronomicznych i zasłodzona na śmierć czołgam się do hotelu. Pomimo pełnego brzucha, w drodze powrotnej najadam się wstydem, gdyż nie powiem ile spojrzeń przyciągałam do siebie kiedy wybierałam pierścionek z bursztynem i spacerowałam w towarzystwie pięćdziesięcioletniego mężczyzny. Dopiero pani z recepcji przestała się głupio uśmiechać, kiedy przy meldowaniu się na dwóch dowodach osobistych ujrzała to samo nazwisko. Moje, i mojego taty. Wtedy chyba zrozumiała, jaką zaliczyła wtopę oferując nam romantyczny apartament. Kultura społeczeństwa w naszym kraju jest mega ograniczona, a ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać.


Zamknęłam oczy tylko na chwilę, a już wstało słońce. Mimo pogody, która dostałaby Oscara za imitację lata, trzeba było powoli ruszać do domu. Wróciłam zdystansowana, wypoczęta i świadoma swoich wszystkich decyzji. Przewracam życie do góry nogami, robię niezły burdel, stawiam wszystko na jedną kartę. Nie wiem dokąd zmierza moja nowa droga, nie wiem gdzie mnie wywieje za kilka miesięcy. Zgubiłam się nie wiedząc, czego szukam. Mimo wszystko czuję, że jestem coraz bliżej miejsca pełnego spełnionych marzeń, ambicji i szczęścia. Miejsca, do którego należę, tylko zboczyłam z właściwej drogi.







Sześć podejść w ciągu dziesięciu dni. Tyle zajęło mi sklejenie wpisu, w którym się całkowicie nie uzewnętrznie. Stworzyłam trzynaście kopii roboczych, cztery notatki w telefonie i osobną szufladę z myśli, jednak żadne słowo nie będzie tak dobre jak krzyk w mojej głowie. Czasem wolałabym być głucha.

Stoję na życiowym zakręcie. Cóż, przecież nie codziennie odchodzi się z pracy, z dnia na dzień rzuca studia, w każdej wolnej chwili ogarnia materiały do matury i pakuje na autostopową przygodę po Europie zachodniej, która czeka mnie już w sobotę, prawda?


5 komentarzy:

  1. No i gdzie ta fotorelacja? :(
    (Romantyczny apartament trochę Cię rehabilituje ;) )

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się, piękne zdj ;)
    Obserwuję i liczę na rewanż ;)

    http://trzymam-pozory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. nie masz matury a jesteś na studiach ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam maturę, ale to nie znaczy że nie mogę jej poprawiać :)

      Usuń