Polub mnie na facebooku

wtorek, 25 lutego 2014

hajlajf

Dziś będzie niewiele, gdyż na problemy uczelniane skazana jestem jeszcze przez dłuższą chwilę. Tak chciałoby się jeszcze ponarzekać, o marności chwil opowiadać bez końca, jednak teksty ciekawsze są gdy przykładowo ptak zdoła mnie osrać, a póki co w ciągu dwóch dni ominąć mi się to udało dwukrotnie. Okazję też miałam do upadku grubszego, gdyż obcas nieszczęsny w trawie mi utknął, jednak dobra duszyczka w postaci starszej Pani zachowała mnie od stłuczenia sobie obu pośladków. Może gdybym na głowę upadła, to coś by się w końcu w niej poprzestawiało i mikroekonomię za czwartym razem bym zdała, a tak to przyszło się jeszcze tydzień z nią użerać. Czas jednak pocieszyć się jakoś i trochę swoich nieposkładanych myśli puścić w internety.



Czas nie stoi w miejscu. Coraz częściej czuję, że życie ucieka mi przez palce, najlepsze lata spędzam na finansach, które spędzają mi sen z powiek, psują każdy dzień i niczym rozwścieczone psy szarpią moje nerwy. Chcesz zostać mistrzem narzekania? Mieć niekończący się materiał na bloga? Idź na kierunek, który Cię nie interesuje! Mimo wszystko bezskutecznie staram się dotrzymać tempa codzienności, która prędzej czy później doprowadzi mnie do zawału. Przy okazji nabawię się także miażdżycy i innej choroby związanej z moją dietą wysokotłuszczową, gdyż stołować się w fast foodach zdarza mi się częściej niż często. Jakby to była jakaś nowość..


Nie zawsze od razu mierzę wysoko, zazwyczaj zaczynam od rzeczy prostych. To mój przepis na dobry humor. Powoli spełniam swoje plany, aczkolwiek jest kilka marzeń, o których póki co mogę zapomnieć i każdego dnia ściągają mnie twardo na ziemię. I wcale nie są górnolotne. Marzę o zrobieniu balona z gumy do żucia. O zjedzeniu świeżej marchewki. Ugryzieniu jabłka. Moje marzenie to zjedzenie bułki bez odczucia bólu. Mocne ziewnięcie. Nie zamartwianie się zimą czy mróz da mi popalić i czy znów zdołam rozgrzać stawy. Marzę by końcu zdać semestr, mimo że ma się to nijak do tego, co napisałam wyżej i niżej. Moje marzenia to wszystkie małe rzeczy, o które Ty nie musisz się martwić. To rzeczy, które robisz automatycznie, bez zastanowienia się ile to może dać przyjemności. Bo po co się cieszyć z kolejnego kubka wypitej kawy, skoro można robić to codziennie? A co, jeśli nie? Wtedy budzisz się, wychodzisz z amoku i zdajesz sobie sprawę, że głupie śniadanie może przynieść ogrom radości. Patrz jakim jesteś szczęściarzem! Codziennie masz okazję do zrobienia czegoś, o czym ja mogę tylko pomarzyć. Zobacz, że dzień składa się z drobnych elementów budujących Ciebie i Twoją samoocenę. To od Ciebie zależy ich pozytywny wpływ na resztę dnia. Doceń każdą chwilę, każde małe osiągnięcie, które prędzej czy później doprowadzi Cię do wielkiego sukcesu. I nie tylko mowa tu o marchewkach czy innych przytoczonych wyżej przykładach. To metafora nawiązująca do każdego aspektu z życia codziennego. Do rzeczy, które są tak oklepane przez częstotliwość ich wykonywania, że najzwyczajniej w świecie o nich zapominamy. Do spaceru, przesłuchania płyty, zachwycenia się melodią, wycieczki rowerowej, drogi do szkoły przez park. Do każdego wschodu i zachodu słońca. Do słów, do drugiej osoby. Do wszystkiego co ważne i nieważne. Naucz się czerpać satysfakcję i szczęście z małych rzeczy, a zobaczysz jak diametralnie zmieni się Twoje samopoczucie i światopogląd. Daj się zachwycić. Kiedy jesteś szczęśliwy to uśmiechasz się do całego świata.
A świat uśmiecha się do Ciebie.


Dystansuje się.
Zwalniam.
Życie to nie wyścig.


3 komentarze:

  1. mnie nieinteresujące studia odciągnęły od blogowania :( same minusy

    OdpowiedzUsuń
  2. powiedz to komuś, kto odlicza do maja, że życie to nie wyścig..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chomka, życie to nie wyścig!! :* spokojnie, jak już raz maturkę zdałyśmy, to tym razem pójdzie jeszcze lepiej :D

      Usuń